Nowy cykl koncertowy Pomniki symfoniki skierowany jest do tych odważnych i świadomych dorosłych, którzy chcieliby poznać prawdziwe znaczenie (tak popularnego w ostatnich latach) przysłówka “symfonicznie” oraz usłyszeć na żywo i zrozumieć evergreeny twórczości orkiestrowej. Każdy z koncertów rozpocznie się niedługim, swobodnym wykładem, przybliżającym postać kompozytora i wyjaśniającym koncepcję i formę utworu. Bohaterką trzeciego koncertu z cyklu Pomniki symfoniki będzie IV Symfonia e-moll op. 98 Johannesa Brahmsa.
Do Johannesa Brahmsa doszyta została łatka ostatniego przedstawiciela niemieckiej tradycji klasycznej, którą zapoczątkował Bach, a kontynuowali Haydn, Mozart i Beethoven. Nawet w czasach sobie współczesnych, a więc w drugiej połowie XIX wieku, uchodził za twórcę niemodnego lub, co gorsza, anachronicznego. Po trosze był sam sobie winien, wyrażając swój zdecydowany sprzeciw za każdym razem, gdy ktoś uznał jego muzykę za „nowoczesną”. A jednak była ona bardzo nowatorska. To prawda, że dwie pierwsze symfonie Brahmsa pozostają pod głębokim wpływem Beethovena. Ale kolejna, III Symfonia kończy się w sposób daleki od beethovenowskich wzorców – cicho. IV Symfonia, ostatnia w dorobku kompozytora i bohaterka tego koncertu, idzie jeszcze dalej. Tutaj Brahms do perfekcji rozwinął swoją technikę kompozytorską polegającą na płynniej ewolucji jednej melodii w kolejną, tak aby tworzyły niezwykle skomplikowaną sieć muzycznych powiązań. Technika ta notabene miała znaczący wpływ na rozwój muzyki. Przede wszystkim jednak Brahms pozostawił nam muzykę niezwykle osobistą. Bo jeśli któreś z jego arcydzieł daje nam wgląd w sposób, w jaki kompozytor patrzył na świat, to jest to właśnie IV Symfonia.
IV Symfonia Brahmsa w interpretacji Oslo Philharmonic pod batutą Klausa Mäkeli: